W kolorze, gnije się dotkliwiej.
szeptanie szarością
wtorek, 5 lutego 2013
Niepokój w pokoju- GNIJEMY, rozkładamy się między cielesność, a ból stygnącej głośno jaśminowej herbaty. Parzymy wewnętrzne strona ud, GINIEMY. Ucinamy, w pół przerwane objęcia, obrywamy czerwone naskórki zgniłych pomidorów. Już jaśnieje noc, już bledną firany od światła. ŚWIATA nam brak w tym bezświecie ludzkich twarzy, mijanych - na przeciw okna kamienic, wołają o pomóc. nie SŁYSZYSZ. ślepiec upada na krawędzi potyka nie tylko o nogi, mocniej o głowę. WSPOMNIENIA. intrygi nas samych ze sobą, zieleniejesz, gnijesz... Opadają Ci dłonie, nad stołem rozlanego mleka..
wtorek, 8 stycznia 2013
ociekanie z szarości.
Od istnienia nie rozumiała kolorów. Nie drżały pod jej skórą, nie wchodziły pod powieki - nie istniały.
poniedziałek, 17 grudnia 2012
Sprawiedliwie rozdzielasz się między egzystencjalnym podłożem własnej skóry zawieszonej w próżni, a niebytem czystego egoizmu zatraconych nadziei. Choć ucieczka z siebie, mętne światło pada na dłonie-padasz, splatasz, trzymasz kurczowo żeber, ostatkiem sił...między rozhisteryzowanym tłumem wrażliwości, między szkliste wpół przytomne źrenice, już spierzchną wargi, bledniejesz... Biedniejesz w sobie, potykasz
Upadasz...
Mentalne niebycie w skórze własnej próżni sprzyja ucieczką z siebie.
sobota, 15 grudnia 2012
poniedziałek, 10 grudnia 2012
mentalne utożsamianie się z fakturą zapłakanej szyby.
Doskwiera egzystencjalne popadnie w pościel, zacieranie pamięci między wpół otwarte okna- nie dłonie. Zaciskamy pięści, gryziemy przeszłość, popijając mętną śliną jednego języka. Leży skóra do cna przykryta chłodem i skomle. Niedotknięte kręgi ocierają o szorstkość prześcieradła. mam na sumieniu jedną ofiarę, dwie dłonie. moralność sięga ulicy, depczą po wraku popielate stopy niedoszłych kobiet. Mąż, z okna naprzeciw brudzi ich łona. Skazani na osamotnienie, na desperackie poszukiwania drugich par dłoni, nie ocieplą ciała wyrwanego ze snu tej zimy.
Doskwiera egzystencjalne popadnie w pościel, zacieranie pamięci między wpół otwarte okna- nie dłonie. Zaciskamy pięści, gryziemy przeszłość, popijając mętną śliną jednego języka. Leży skóra do cna przykryta chłodem i skomle. Niedotknięte kręgi ocierają o szorstkość prześcieradła. mam na sumieniu jedną ofiarę, dwie dłonie. moralność sięga ulicy, depczą po wraku popielate stopy niedoszłych kobiet. Mąż, z okna naprzeciw brudzi ich łona. Skazani na osamotnienie, na desperackie poszukiwania drugich par dłoni, nie ocieplą ciała wyrwanego ze snu tej zimy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)